Forum Pod kudłatym łbem Gwendy. Strona Główna Pod kudłatym łbem Gwendy.
Dla elyty, rodzynków w czekoladzie, śmietanki w kawie, po prostu nas.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ekhm... Przed państwem gniot Mrocznej nr. 3

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pod kudłatym łbem Gwendy. Strona Główna -> Fanfiction.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alicja Mroczna




Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraina Czarów

PostWysłany: Sob 21:35, 05 Sie 2006    Temat postu: Ekhm... Przed państwem gniot Mrocznej nr. 3

No dobra, przyznaję się. Ja, Lily Ashley Evans uległam Potterowi. Po 6 latach wodzenia go za nos, obrzucania się wyzwiskami, skarżenia na niego i dawania mu kosza obściskuję się z nim w jakiejś opustoszałej klasie. Na transmutacji. Czy to normalne, że idealna prefekta, pupilek Slughorna i straszny kujon, może zwiać z lekcji, że całować się z Potterem? Z POTTEREM? TYM POTTEREM?
Po pierwszym wrażeniu, jakie na mnie wywarł, w życiu nie spodziewałam bym się, że będę kiedyś – jak to określał – „tylko jego”. A jednak. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj...

Pierwszy dzień w Hogwarcie, raczej wieczór. Siedziałam skulona przed kominkiem, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Już w pierwszym dniu każdy znalazł bratnią duszę, a mnie to nikt nie akceptował. Może dlatego, że wszyscy byli podlegli jakiemuś okularnikowi, którego pobiłam za zrzucenie na mnie kubła z czekoladą. Należało mu się.
Położyłam się na kanapie i leżałam bez ruchu, cicho oddychając. Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pokoju wspólnego. Nie podniosłam się, nie chciało mi się. Słyszałam, jak ktoś ciężko westchnął i chodził po pomieszczeniu, jakby kogoś szukał. Zamknęłam oczy. I tu, pamiętam dokładnie poczułam obezwładniający ciężar na moim brzuchu. Wciągnęłam powietrze i zaczęłam panicznie machać rękami.
- Evans? – siedział przede mną i szczerzył się głupkowato. Naszła mnie ochota na ponowne pobicie tej... tej... Szczeżui!
- Ty... Jezu Chryste! – krzyknęłam.
- Wystarczy James – poprawił okulary. James Potter – zaniemówiłam. Kiedy ostatni raz go widziałam z nosa buchała mu krew i utykał na jedną nogę, a teraz... teraz wygląda, jakbym mu nic nie zrobiła! Postanowiłam mu na razie odpuścić. Niech tylko idzie i da mi spokój! Próżne nadzieje. On tylko uśmiechnął się do mnie i powiedział, odgarniając mimo mojej woli grzywkę z mojego czoła, że nie widział bardziej urodziwej jędzy.


Teraz wpatruję się w jego czekoladowe oczy i z uporem się z nim kłócę, czy złamałam mu wtedy nos.
- Nie, James, nie złamałam! Jak jedenastolatka może złamać komuś nos!
- Lily... Ty to zrobiłaś siłą woli..
- James, powtarza... – zatkał mnie. Po prostu pocałował. Szczerze powiedziawszy, to tylko on potrafił mnie zamknąć. Pamiętam, w pierwszej klasie...

jak kłóciłam się z Lucjuszem Malfoyem. Matko, dziwię się, skąd miałam w sobie tyle zawziętości. Tegoroczne pierwszaki omijają nas szerokim łukiem. A ja, mała zołza, ruda odważna osóbka wydzierałam się na guru ślizgonów z całych sił. Powód? Nazwał mnie rudzielcem. Janny? Janny owszem, mogła mnie tak nazywać, ale ten blondas niech trzyma swój zielonkawy język za swoimi żółtymi zębami! Oczywiście, już sięgał po różdżkę, żeby mnie – delikatnie mówiąc – uciszyć, gdy James szepnął, że rozdarłam sobie spódniczkę. Ja, zaskoczona nie na żarty zamknęłam się i z rumieńcem obróciłam się do tyłu. Tam, zamiast dziury w spódniczce zobaczyłam... worek. Chwilę później leżałam w worku w klasie. Tylko Remus zdobył się na to, żeby rozwiązać mi nogi i ręce. Byłam na nich nieprawdopodobnie wściekła, dopiero parę tygodni później zrozumiałam, że być może uratowali moje zdrowie...
W każdym razie, jak już mówiłam, skutecznie mnie zamknął.

Usiadłam na ławce, ciągnąc go za sobą za krawat.
- Hmm... James?
- Hmm... Lily?
- Czemu właśnie ja?
- ...
- James!
- A czemu nie?
- Miałeś tyle dziewczyn. Pamiętasz Jane? A Caroline? A – przełknęłam ślinę – Joe?
- Nie wspominaj przy mnie o Joe.
- Ale Potter, ja nie chcę być taką kolejną! – naburmuszyłam się. Oczywiście, że nie będę „taką kolejną”. Tyle się o mnie starał. Chciałam, żeby mnie ugłaskał. Żeby kolejny raz powiedział, jak bardzo mnie kocha...
- Lily! – pogłaskał mnie po włosach. – Przecież wiesz...
- No, wiem... – strzeliłam mu prztyczka w nos. – Jesteś straaaasznym frajerem... – wyszeptałam, po czym z trudem wyrwałam się z jego objęć i wybiegłam na korytarz. Ubiegłam parę metrów, gdy mnie dogonił – cholernym Quidditch. Złapał mnie za nadgarstki i przycisnął do ściany.
- Jesteś niegrzeczna, Evans.
- No, też mi nowina Potter.

Wybuchnęliśmy śmiechem. Prawdę mówiąc, nie pamiętam dnia, oprócz oczywiście dzisiejszego, żebym była dla niego miła. No, raz... sprawa z Joe. Joanne była smukłą blondynką, dużo wyższą ode mnie, ale i tak niższą od Jamesa. Chodziła z nim, chyba najdłużej z wszystkich jego dziewczyn – 2 miesiące. Też mi coś! Krukonka, zwykła dziewucha, ładne nogi miała, ot co! W tym sęk, że po tych 60 dniach miziania się Z MOIM CHŁOPAKIEM znalazła sobie innego, po czym uderzyła mnie w twarz, oskarżając mnie o rozpad jej związku. Uderzyć mnie, Lilianne Ashley Evans w twarz? Oczywiście, poniosła tego... ekhm... konsekwencje. (Nie, James, musiałam uderzyć tak mocno. Nie, nie pozwolę, żeby ktoś cię tak traktował. NIE, nie byłam wtedy w tobie zakochana!)

- James, chodźmy na wagary!
- Lily Evans chce iść na wagary?
- Tak, chcę!
- Takiej okazji nie przepuszczę. Zakazany Las?
- Byle daleko – mruknęłam mu do ucha.



Gdzieś na zad***u w Zakazanym Lesie.
- Co dziś w ciebie wstąpiło?
- O co ci chodzi, Potter?
- Przez sześć lat unikałaś mnie jak ognia. Dzisiaj jesteś moją dziewczyną. Z dnia na dzień.
- Wiesz, coś we mnie... naskoczyło... Nie jestem jeszcze twoją dziewczyną! Nie poprosiłeś mnie! Nie wiadomo, czy się zgodzę! – umiem kłamać w żywe oczy. Zatrzymał się.
- A więc, Ruda...
- Hmm...
- Zgodzisz się zostać moją dziewczyną?
- ...
- Lily?
- Jasne. Pod warunkiem, że Janny dowie się PRZED Huncwotami.
- Och, jasne.
- Och, Potter! Nie wiesz, w co się pakujesz!



- Janny! Janny! - pulchna dziewczyna odwróciła głowę machając włosami.
- Ruda! Czemu cię nie było na transmutacji? Potter też gdzieś wsiąkł! Myśleliśmy, że McGonaggal dostanie szału! Macie u niej szlaban, kazała wam przekazać...
- Szlag niech weźmie McGonaggal i wszelkie szlabany Pottera! Muszę ci coś powiedzieć....
- Evans, dobijasz mnie. Zwalamy z historii magii?
- Nie. Powiemy, że dostałyśmy jakiejś wysypki, czy czegoś. Drugiego szlabanu nie chcę zarobić.
- Niech ci wisi. Byle by to było ważne...
********········15 minut później w Skrzydle Szpitalnym...········********
- Nie!
- Tak!
- Nie! - Janny wciąż kręciła głową. To pierwsza chwila, w której zabrakło jej słów. Przynajmniej JA pierwszy raz widzę, by zabrakło jej słów. Ale na krótko. - Tydzień temu jeszcze mi mówiłaś, że go nienawidzisz! NIENAWIDZISZ! Żeby dał ci spokój, bo nigdy nie będziesz z nim chodzić! A transmutacja... Czy.... czy byłaś... O KURDE! Dam sobie uciąć rękę, że włóczyłaś się z Jamesem... - Przez cały czas kiwałam z zadowoleniem głową, uśmiechając się błogo. James. James Potter. <i>Mój</i> James Potter


********&middot;&middot;&middot;&middot;&middot;&middot;&middot;&middot;Wieczór, pokój wspólny Gryfonów&middot;&middot;&middot;&middot;&middot;&middot;&middot;&middot;********
Podeszłam do Jamesa i wyszeptałam mu na ucho, że Janny już wie. Byłam pewna, że dawno powiedział Huncwotom. Na jego miejscu bym tak zrobiła, co mi taka Evans zrobi?
On jednak pogonił Syriusza, Petera i Remusa do dormitorium, uprzednio jednak sadzając mnie na kolanach i całując. Przy wszystkich. Myślałam, że mu normalnie odwinę, ale trzymał mnie za nadgarstki. Wszystkiego mi się odechciało, czułam się przy nim jak jakiś kocur, którego wystarczy odpowiednio pogłaskać i już nie drapie. Trudno, taki los dziewczyny Jamesa...
Zostawił mnie taką na fotelu, ciężką od miłości do niego. Najlepiej, żeby mnie w ogóle nie puszczał, ale dałam mu szansę. Ostatecznie wiedziałam, że kiedyś będzie miał mnie jeszcze dość.
Życie życiem, zaraz obtoczyły mnie panienki. Dosłownie wszystkie, nawet jedna z Ravenclowu, nie wiem skąd się tu wzięła.
Zostałam dokładnie przepytana z każdej minuty spędzonej z Jamesem. Tylko Janny siedziała gdzieś w kącie. Wiedziała, że wszystko jej zrelacjonuję przy wieczornej herbacie, bez której nie może się obejść. Ta… Ona I te jej herbatki. Odrażające, ot co! Postanowiłam zwiać. Tam, gdzie te gadatliwe babska mnie nie znajdą. Pokój Wszelkich Ohyd. Pokój Huncwotów.
Już parę schodków przed drzwiami było słychać donośne jęki.
- Evans? Ta sama Evans? Ruda, piegowata, wredna, jędzowata Evans? Czy ona nie ma jakiejś siostry bliźniaczki? Lunio, widziałeś gdzieś jakąś Ann Evans? A ty, Peter? A może…
- Syriusz, uspokój się! Tak, chodzę z nią!
- Nie...
- A i owszem, Łapo, możemy ci dostarczyć dowodów – wkroczyłam do pokoju. – Uciekłam przed Wielkim Tłumem Gadatliwych Bab.
- Ekhm... jakie dowody? – Black był żywo zainteresowany tym, co powiedziałam.
- Ot, takie, Syriuszu – uśmiechnęłam się cynicznie, co ostatnio często mi się zdarzało i przeszłam cały Pokój Syfu po to, żeby pochylić się nad Jamesem i zadać mu pocałunek słodki niczym ugryzienie wampira. Tak, czasem potrafię być porywcza.
- No dobra, Lily, wierzę – Black otrząsnął się po tym, co przed chwilą zobaczył. Prawdę mówiąc, sama byłam zaskoczona. Jedyną w miarę opanowaną osobą w tym pokoju zdawał się być Potter, który bez niczego posadził mnie na kolanach i objął tak mocno, jakby sprawdzał, czy nie jestem jakąś zjawą, albo czy to przypadkiem nie jest sen.

Nie był, sama sprawdzałam. Trzy razy. Chodziłam z Jamesem Potterem, tym samym chłopakiem, który w trzeciej klasie sprawił, że wypadły mi wszystkie włosy. Myślałam, że go wtedy uduszę, z premedytacją i zimną krwią. Oczywiście, zrobiłabym to, gdyby nie Peter i Janny, którzy siłą powstrzymali mnie od tego haniebnego czynu. Dosłownie siłą – pamiętam, przywiązali mnie do krzesła i nie wypuszczali, póki przestałam się miotać i złorzeczyć na Pottera. Oczywiście, zaraz po odwiązaniu poszłam jemu wlać, ale emocje już trochę opadły i nic specjalnego się mu nie stało. Podbite oko i stłuczone okulary to chyba jeszcze nie jest tak źle, prawda?
Tak czy owak, siedziałam mu teraz na kolanach i nie raczyłam zejść, nawet, kiedy Clower (słodka idiotka) wdarła się do pokoju pod byle pretekstem tylko po to, by zobaczyć co ja robię. A co robiłam?
Naturalnie, całowałam się z Jamesem.








Nie, błagam.
Jeśli polecicie po logice to się załamię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Veruko




Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z białego hoteliku

PostWysłany: Pon 11:41, 07 Sie 2006    Temat postu:

oj dziecino czy ty jesteś autorką bloga in-slytherin ? jeśli tak to przyjmij najszczersze kondolęcie od panny Veruko z okazji pogrzebania tego gniota (tydzień na przymiotnik mroczna miała ona niekontrlowany wybuch śmiechu) A teraz to co panna Veruko ma do poiwedzenia na temt tresć (miejsce na złowieszczy śmiech):


" Już w pierwszym dniu każdy znalazł bratnią duszę, a mnie to nikt nie akceptował"
jak każdy mógł znaleść bratnią dusze, jak ona nie? a a propos akceptaci powinno być nie zaakceptował ( Już w pierwszym dniu prawiekażdy znalazł bratnią duszę, a mnie to nikt nie zaakceptował)

" którego pobiłam za zrzucenie na mnie kubła z czekoladą."
jaki brutal z tej Lilki! strach się bać! i jak może być kubel z czekoladą? rozpuszczoną? to sie lilka poparzyła. A jeśli czekolada była w stanie stałym to raczej nie trzyma się w kubłach... mało inteligenty ten potter tyle czekolady marnować


"Szczeżui! "
tak romantyczej obelgi dawno panna Veruko nie słyszła

" Ty... Jezu Chryste! – krzyknęłam"
Lili najwidczniej jest mocno wierząca, ciekawe jak by wyhlądała w moherowym berecie

"Kiedy ostatni raz go widziałam z nosa buchała mu krew i utykał na jedną nogę, a teraz... teraz wygląda, jakbym mu nic nie zrobiła"
dziwne że on jeszcze żył... buchająa krew jest raczej niemożliwa z nosa - nie ma tam dużych tętnic, jesli jużto KAPAŁA... a co Lilka mu zrobiła że utykał? ugryzła? A pozatym widać talent pielegnirki (panna Veruko nie pamięta jak sie ona nazywała, na pewno na P), nawet nie kazała mu zostać w Skrzydle Szpitalnym...

"On tylko uśmiechnął się do mnie i powiedział, odgarniając mimo mojej woli grzywkę z mojego czoła, że nie widział bardziej urodziwej jędzy"
taki młody a już playboy! jak te dzieci w tamtych czasach szybko dorastały

"guru ślizgonów "
ślizgoni to sekta. ha! panna Veuko wiedziała to od zawsze

" Powód? Nazwał mnie rudzielcem"
biedna zakompleksiona diewczynka. biedna, oj biedna

"zielonkawy język"
czyżby "kolorki na jęzorki"?

" żółtymi zębami!"
panie Malfoy zęby sie myje a nie wietrzy!

" Tam, zamiast dziury w spódniczce zobaczyłam... worek. "
AAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaa..... porywacze w hogwarcie! finezyjni ci huncwoci

"że być może uratowali moje zdrowie... "
a talent pani Pomfey (kurde, to chyba sie tak nie pisało)

"- Hmm... James?
- Hmm... Lily? "
trudności z przypominaniem imion.... ciężki przypadek



dalej zdecyodowanie pannie Veruko się nie chce... A teraz troche na poważnie: dzieło (bo opowiadaniem tego nazwać nie mozna) jest na niezwykle niskim poziomie. Ma błedy stylistyczne i TYSIĄCE logicznych, przez co bardziej nadaje się na parodje niż coś ciekawego... Panna Veruko zdaje sobie spawe że znowu zbyt dosadznie powiedziała prawdę, ale jak zwykle mało ją to obchodzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kyb




Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 2757
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 11:55, 07 Sie 2006    Temat postu:

Autorką bloga in-slytherin jest Kitsune.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Veruko




Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z białego hoteliku

PostWysłany: Pon 12:03, 07 Sie 2006    Temat postu:

to panna Veruko musiała pomylić nazwy... bo czytała gdzieś gniota wlasnie z ALICJĄ MROCZNĄ


edit:chodziło o [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ciasteczko




Dołączył: 23 Sie 2006
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wziąść kase.?

PostWysłany: Czw 13:24, 24 Sie 2006    Temat postu:

no.. jakos mi nie spasowało szczerze mówiąc.
nie przepadam za narracją w pierwszej osobie i jak juz mam czytac o lily i jamesie to musi to byc BARDZO dobre, bo ogolnie uwazam ta pare za przeterminowana.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gwendy
Admin



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 629
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Pacanowa.

PostWysłany: Czw 14:31, 24 Sie 2006    Temat postu:

Veruko, ty lepiej popraw błędy we własnym poście, zamiast wypominać błędy Ali, które, choć się zdarzały, jakoś mnie tak po oczach nie raziły.
A opowiadanie na pewno nie jest na nie wiadomo jakim poziomie, ale też z pewnością, jak to określiła madame Veruko, na "niezwykle niskim" też nie. Dużym plusem jest to, ze czytało się bardzo gładko i szybko, a poza tym ja Lily i Jamesa kocham.
I mi się nawet-nawet podobało.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pod kudłatym łbem Gwendy. Strona Główna -> Fanfiction. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin