Forum Pod kudłatym łbem Gwendy. Strona Główna Pod kudłatym łbem Gwendy.
Dla elyty, rodzynków w czekoladzie, śmietanki w kawie, po prostu nas.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Potterowie - chwilkę później.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pod kudłatym łbem Gwendy. Strona Główna -> Fanfiction.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dżulka




Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 521
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: w poprzednim wcieleniu ponoć mieszkałam w Malezji.

PostWysłany: Sob 14:12, 02 Gru 2006    Temat postu: Potterowie - chwilkę później.

Włos mi się jeży na głowie kiedy pomyślę, jak bardzo zmiesza mnie z błotem krytyka z tego cudnistego forum, na którym jestem całkowitą debiutantką. Proszę, nie gryźcie za bardzo. Piszę o tym, o czym chcę. Jeżeli pisze się nieźle, to opowiadanie będzie boskie niezależnie, czy to będzie Lily i James, czy też nowe przygody wnuczki Brodericka Bode'a. Proszę o obiektywizm i pozdrawiam. Smile

Czarodziej, który bliski jest śmierci, odróżnia taki bardzo krótki moment, kiedy złowrogie zaklęcie nie zostało jeszcze wypowiedziane, a zielony promień nie ugodził w pierś, ale pojawia się w świadomości myśl, że to się zaraz stanie, że to właśnie dziś, teraz jest mi dane umrzeć. Jedni myślą wtedy o najbliższych, drudzy próbują ucieczki, jeszcze inni poddają się swojemu losowi i czekają spokojnie na koniec. Wtedy też śmierć ukazuje się człowiekowi nie jako groźna postać z kosą, ale jako dobra towarzyszka, przyjaciółka, która prowadzi do tej drugiej, lepszej rzeczywistości. To jest moment darowany człowiekowi – moment, w którym znika strach, w którym śmierć zaczyna być częścią życia. Dumbledore wiedział o tym jeszcze przed tą chwilą – to właśnie czyniło go mędrcem.
***
Rupert Walley jak co roku chodził ulicami swojego miasteczka z papierową torbą, w kostiumie duszka i z tym samym zawołaniem: „cukierek albo psikus!”. Dobroduszne babcie uśmiechały się tylko i wrzucały do torby parę czekoladek, młode małżeństwa obdarzały dzieci owocowymi landrynkami. „W tym roku mam niezły połów” – pomyślał z satysfakcją Rupert, idąc mało uczęszczaną uliczką w Dolinie Godryka. Nikt nie wiedział, dlaczego nazywała się tak dziwnie.
Mały chłopczyk szedł już w stronę domu, gdy nagle wrzasnął ze wszystkich sił i puścił się biegiem mimo, iż było pod górkę.
Spalone zgliszcza domu Potterów oświetlał zieloną poświatą Mroczny Znak. W środku zniszczonego budynku klęczał pochylony nisko nad ciałem młodego mężczyzny inny człowiek, w czarnej, skórzanej kurtce, zachłystując się łzami i tuląc do piersi zimną głowę Jamesa Pottera. Długo nie mógł podnieść się z kolan, skamląc nad ciałem przyjaciela jak pies ugodzony w najwrażliwszy punkt.
Kiedy w końcu zdołał wstać, ruszył chwiejnym krokiem ku bezwładnemu ciału rudowłosej kobiety. Głaskał ją długo po włosach, topiąc w nich łzy. Patrząc w jej zimne, puste oczy, widział w nich ślad ostatniego uczucia, jakie owładnęło nią przed śmiercią. Strach? Nie, Lily nie bała się umierania. W tych oczach była miłość – wspomnienie przyjaciół, pokrzepiająca myśl o Jamesie, determinacja do obrony syna.
Black zapłakał jeszcze głośniej.

Ponad nim, parę stóp nad ziemią, unosiła się w powietrzu para niewidzialnych, ale przyglądających mu się z bólem ludzi. Jeden z nich, chudy mężczyzna w okularach schylił się ku niemu i szepnął:
- Nigdy nie przestanę być twoim przyjacielem, rozumiesz? Łapa i Rogacz, zawsze, mamy tylko oddzielne szlabany.
Syriusz nie usłyszał tych słów, ale szept przyjaciela poskutkował tak, że ta świadomość rozbrzmiała mu w głowie i huczała w niej, nie dając się wyrzucić. Realnie poczuł wsparcie z zewnątrz i już nie płakał tak głośno. Zdał sobie też sprawę, że jakieś dziwne ciepło rozchodzi się w jego prawym ramieniu. Dotknęła tam Lily.
A potem oboje odwrócili się i złapali za rękę czarowną, prześliczną damę w lśniącej złotem szacie. Rogacz raz jeszcze spojrzał na najlepszego przyjaciela i człowieka, jakiego spotkał, po czym oboje rozpłynęli się w srebrzystym blasku.
***
Nie wiadomo skąd, Lily znalazła się przed drewnianym, nieomalże bajkowym domkiem. Proste, dębowe drzwi z wyciętym pośrodku małym serduszkiem tkwiły we framudze najwyżej piętnaście centymetrów od jej nosa. Zapukała nieśmiało. Ze środka rozległo się spokojne „proszę”. Lily pomyślała, że zna ten głos.
Weszła do środka, rozglądając się ze zdumieniem po pomieszczeniu. Wszystko tu było całkowicie idealne. Taki właśnie dom wymarzyli sobie przed laty z Jamesem.
- Musi być mnóstwo pokoi do schowania tych wszystkich dzieci, które urodzisz – szczerzył do niej zawadiacko zęby, gdy siadywali mroźnymi, zimowymi wieczorami przy kominku w pokoju wspólnym Gryffindoru, tak beztrosko w sobie zakochani.
Stała zaledwie w przedsionku, ale doskonale wiedziała, jak wygląda ten dom. Bordowa kanapa i dwa fotele stały w przeciwległym do wejścia kącie salonu, a miękki dywan rozścielał się w całym pokoju. Trzaskał wesoło ogień w kominku, zakurzone półki uginały się pod ciężarem książek. Salon był małym wspomnieniem Hogwartu, z którym nigdy na dobre się nie rozstali.
- Dobra – powiedział któregoś wieczoru siedemnastoletni James – teraz możesz wymyślić coś od siebie. Jeśli o mnie chodzi, to po domu ma latać znicz.
- Okej… - uśmiechnęła się na to Lily. – Więc ja chcę, żeby cały rok stała w salonie choinka. Taka hogwarcka.
Rudowłosa kobieta weszła wgłąb domu. Duży, kwadratowy hol był wyłożony zieloną wykładziną. Stały w nim jedynie spiralne schody, drzwi do innych pomieszczeń, a na ścianach wisiały ruchome, zaczarowane obrazy. Instynktownie wiedziała, że należy skierować się do kuchni.
Drewniana, kuchenna podłoga skrzypiała delikatnie w paru miejscach. Stare szafki stojące przy ścianach i duży kredens na talerze, filiżanki oraz kieliszki witał uprzejmie w tym ciepłym pomieszczeniu. We wnęce po prawej stronie stał solidny, dębowy stół, dookoła którego ustawione było sześć krzeseł.
- Ten stół będzie dla gości, w kuchni, żeby szybko podawać Ognistą Whisky, a my będziemy jadać w salonie przy jakimś romantycznym, okrągłym stoliku – opowiadał szybko chłopak, susząc przy kominku mokrą szatę (Lily wolała nie pytać, jak to się stało, że była mokra). Gestykulował żywo, podniecony.
Po pokoju latał wesoło złoty znicz. „To miejsce jest cudowne” – pomyślała pani Potter, patrząc na małą, złotą piłeczkę, trzepoczącą radośnie skrzydełkami.
- Witaj, Lily – rozległ się w kuchni znany bardzo dobrze rudowłosej głos.
- Melpomena – powiedziała cicho zielonooka, patrząc z niedowierzaniem na niedawno zmarłą przyjaciółkę.
- Jestem tu, żebyś czuła się pewniej – wyjaśniła, uśmiechając się łagodnie. – Zresztą, sama widzisz, czym stała się dla ciebie Komnata Wyboru.
- Komnata..?
- Tak, wyboru. Widzisz, dla każdego ta komnata staje się czymś innym, tak, by czuli się pewnie i swobodnie.
- Czym stała się dla ciebie? – wypaliła Lily.
- Wiesz, nie mam pojęcia, dlaczego, ale dla mnie to było szkolne skrzydło szpitalne – podrapała się po głowie.
Nagle spojrzała na Evans zupełnie innym wzrokiem i wstała z krzesła, podbiegając do niej.
- Lily, tak się cieszę, że jesteś – wymamrotała, przytulając przyjaciółkę mocno. Ta z wdzięcznością odwzajemniła uścisk, ale nic nie powiedziała.
- Dobrze, więc o co chodzi z tym wyborem? – zapytała dziarsko, choć, mimo obecności Melpomeny i domku marzeń, trochę się bała.
O’Connell wzięła ją za rękę i poprowadziła do dwóch stojących obok siebie szaf.
- To są dwa przejścia. Do ciebie należy decyzja, którym z nich podążysz. Pierwsze prowadzi do świata, z którego przyszłaś, twoja dusza będzie egzystować do końca czasu tam, gdzie najbardziej kochałaś przebywać za życia. Chyba wiesz, co to oznacza..? Oczywiście, że tak, ty kujonie – zachichotała bardzo „huncwocko”.
- Rozumiem, więc mogę albo wrócić na Ziemię jako duch, albo..? – spytała, chociaż czuła, że zna już odpowiedź.
- Albo pójść dalej.
- A co jest dalej?
- Nie mogę ci tego zdradzić – wzruszyła ramionami. – To są dwie możliwości. Do ciebie należy wybór. Wybierz mądrze, Lily – dodała półgłosem.
Kobieta obrzuciła wzrokiem dwie proste, bukowe szafy. W jej głowie toczyła się zażarta bitwa.
„Harry mnie potrzebuje, został bez rodziny, sam, nikt się nim nie zaopiekuje, nie poradzi sobie beze mnie!”
„Taak, jasne, jest wprawdzie tym, kto ma pokonać Sama-Wiesz-Kogo, ale nikt się o niego nie zatroszczy, Syriusz się go wyrzeknie, Dumbledore wyrzuci go na bruk… - zaśmiał się ironicznie głosik w jej głowie. – Kogo ty okłamujesz? Boisz się po prostu wejść do drugiej szafy. I tak nie pomogłabyś Harry’emu”.
Evans przygryzła wargę. Głosik w jej głowie miał rację. Powinna przejść przez drugą szafę, to był właśnie ten „mądry” wybór, o który prosiła ją Melpomena.
Zawstydziła się nagle swojego wahania.
- Wybrałam drugą szafę – rzekła, uśmiechając się trochę zbyt szeroko, by ukryć strach. Niepewność wypłynęła leniwie na jej twarz, ale Melpomena położyła tylko delikatnie dłoń na jej ramieniu.
- Podjęłaś słuszną decyzję. Ruszaj.
Drżącą ręką rudowłosa sięgnęła po drewnianą gałkę, odchyliła drzwi i weszła do środka. Najpierw poczuła się tak, jakby podróżowała za pomocą proszku Fiuu, ale zaraz potem ocknęła się przed takim samym domkiem. Przez okno widać było zieloną choinkę. Nagle uderzyła ją przerażająca niepewność.
„Błagam, powiedz, że ty też wybrałeś drugą szafę!..”
Pomknęła szybko przez trawnik i wpadła do domu.
***
Mężczyzna przebudził się. Jego okulary znowu nie wytrzymały i chyba po raz setny rozbiły się oba szkiełka. Leżał przed podobną chatką, była jednak murowana, a dookoła biegał czarny pies. Oczywiście Potter zdał sobie od razu sprawę, że to nie mógł być Syriusz…
W jego wyobrażeniu wymarzony dom Potterów był urządzony trochę inaczej, ale według tych samych reguł. Mnóstwo pokoi, choinka, złoty znicz, przytulna kuchnia… To marzenie nigdy nie miało szansy się spełnić, bo gdy już było ich stać na budowę domu i wychowanie małego dziecka jednocześnie, pojawiła się potrzeba ukrywania przed Voldemortem i zmuszeni byli zmieniać miejsce zamieszkania praktycznie co tydzień. Potem zaś nastąpiła Noc Duchów 1981 roku, po której znalazł się tutaj.
Zapukał do drzwi i wszedł. Nawet teraz, tuż po śmierci, był tym samym, starym Jamesem. Jak zwykle (mniej lub bardziej intensywnie; teraz akurat tylko trochę) myślał o Lily, jak zwykle nie czekał na zaproszenie po zapukaniu. Sam fakt, że zapukał, był niecodzienny – dopiero niedawno wpoiła mu ten nawyk żona, jedna z nielicznych osób, które potrafiły chociaż częściowo go okiełznać.
James wszedł do kuchni. Na stole stał talerz z wysoką górą naleśników oraz miseczka pełna syropu klonowego, który uwielbiał. Doskonale wiedział, kogo zastanie w tym domu. Zapach, którym wypełnione było całe pomieszczenie, nieodmiennie kojarzył mu się z dzieciństwem.
- Mama? – rzucił w przestrzeń. Z drzwi koło dużego, starego kredensu wyszła kobieta w średnim wieku (umarła, gdy była starsza, ale najwyraźniej w takiej postaci chciała spędzić wieczność), zupełnie niepodobna do Jamesa. Miała niebieskie oczy, jasne, płowe włosy i nieproporcjonalnie do reszty ciała długie nogi.
- James? Myślałam, że to ktoś inny i się zdziwiłam, bo nikt oprócz ciebie nie powinien tu trafić, ale… od kiedy ty pukasz do drzwi?
Mówiła takim tonem, jakby właśnie wrócił z przechadzki, a nie trafił po śmierci do jakiegoś dziwnego miejsca, o którym nic nie wiedział. Przez głowę przeleciała mu myśl: „czy to jest niebo? Czy niebo jest w tym domu? Gdzie w takim razie jest Lily?”
- Synku, spokojnie. Nie myśl przez chwilę o Lily – powiedziała łagodnie.
- Nie myśleć o niej? W takim razie musisz mi dać te naleśniki – wyszczerzył zęby, zapominając na chwilę o niecodziennej sytuacji, w jakiej się znalazł.
- Siadaj, Jamie, jedz…
- Nie mów do mnie Jamie! – zaperzył się Potter.
- Dobrze – rzekła, jakby bardziej do siebie, Kassifona Potter. – Teraz ci wyjaśnię, skąd się tu wziąłeś.
- U! Tupry bobyz – uniósł widelec w geście poparcia, mamrocząc z ustami pełnymi pysznego syropu. Matka Jamesa dzielnie zdusiła w sobie uwagę, by nie mówił z pełnymi ustami. „On jest dorosły, Kas, dorosły” – powtarzała sobie w myślach.
- Znajdujemy się w Komnacie Wyboru. Tutaj każda dusza, od Roweny Ravenclaw, przez Merlina, aż do Lily i ciebie przychodzi tylko jeden raz, bezpośrednio po śmierci. Ta komnata dla każdego staje się miejscem ukochanym lub takim, o którym się marzyło za życia, a decyzję pomaga podjąć najukochańsza nieżywa osoba, tak, by dusza czuła się jak najpewniej i miała komfortowe warunki do dokonania wyboru, który zaważy na tym, jak spędzi swoją wieczność.
Ostatnie zdanie sprawiło, że włosy stanęły Jamesowi dęba, ale matka chyba tego nie zauważyła, bo ciągnęła dalej:
- Dla ciebie jest to wymarzony dom twój i twojej żony. Dla mnie była to cukiernia należąca do mojego dziadka. Jak tylko skończysz jeść, postawię przed tobą dwie możliwości. Będziesz musiał podjąć decyzję szybko.
- Powiedz teraz – rzekł, przełykając duży kęs i nakładając sobie drugiego naleśnika. Kobieta westchnęła i oświadczyła:
- Możesz wybrać jedną z dwóch dróg. Pierwsza to powrót na Ziemię. Nie będziesz miał ciała, nie będziesz mógł jeść ani pić, ale będziesz mógł poruszać się po najlepiej wspominanym miejscu, w jakim przebywałeś, a także rozmawiać z innymi istotami. Będziesz duchem, James.
Potter przypomniał sobie Prawie Bezgłowego Nicka z ledwie trzymającą się w zawiasach głową i Krwawego Barona uwalanego krwią.
- Druga możliwość to przejście na drugą stronę. Nie wiem, czy będzie tam Lily, nie wiem, czy trafi tam w przyszłości reszta twoich przyjaciół. Decyzja jest nieodwołalna i ostateczna. Ufam, że wybierzesz mądrze jako dojrzały czarodziej i człowiek. To twój ostatni naleśnik, nie pozwolę ci przytyć… Chociaż w sumie dalej jesteś taki chudy – pokręciła z dezaprobatą głową, machnęła różdżką i talerz z pachnącym jedzeniem znikł.
James nie odpowiedział od razu. Naprawił swoje okulary, podłubał w zębach („Jamie, nakazuję ci natychmiast przestać!”), westchnął ciężko, po czym odezwał się, ważąc ostrożnie słowa.
- Cóż, to chyba oczywiste. Nie spotkałem nigdy szczęśliwego ducha… no, może oprócz Irytka – uśmiechnął się pod nosem. – Wracając na ziemię i tak niewiele pomogę Harry’emu, Lily na bank… no, może nie na bank, ale prawie na pewno pójdzie tam… no, gdzieś dalej, a ja nigdy nie zaznam szczęścia bez niej. Kariera ducha to niezbyt atrakcyjna oferta. Nie chcę zostawać duchem-rezydentem Gryffindoru ani ciskać z Irytkiem atramentem w mojego syna, gdy pójdzie do szkoły. Mój wybór jest oczywisty.
- Mówisz jak prawdziwy Potter – powiedziała z dumą Kassifona, uśmiechając się do niego z szacunkiem. – Droga, którą obrałeś, znajduje się za drzwiami tamtej szafy. Ruszaj.
James wstał z miejsca i dziarskim krokiem podszedł do szafy. Już się nie bał. Wiedział, że tam zaraz będzie Lily, że będą mieli dla siebie tyle czasu, ile tylko zapragną, że czeka go nowy, cudowny świat. Tylko patrzeć, jak przybędzie reszta Huncwotów i Harry, Harry Potter – jego ukochany syn.
- Do zobaczenia – powiedział mamie, po czym z charakterystyczną dla siebie ciekawością nowego doświadczenia wszedł do dębowej szafy.
Najpierw poczuł się tak, jakby podróżował siecią Fiuu, ale zaraz potem ujrzał tę samą altankę, którą stworzyli sobie z Lily w siódmej klasie szkoły. Było tu trzydzieści różnych pokoi, setka obrazów, po domu latał złoty znicz, a w salonie stała choinka. Ten dom był pełen słońca i szczęścia, barw radości, których James dotąd nie znał. Niecały kwadrans później Potter z głośnym śmiechem złapał pod kolanami i w talii swoją żonę, w prawej dłoni ściskając złotą, latającą piłeczkę.
- Kocham cię…

To bzdura, że śmierć jest złym straszydłem. Ona jest łaskawą przewodniczką i dobrą przyjaciółką – zabiera duszę ze świata pełnego wytworzonej przez ludzi nienawiści, przemocy i krzywdy, prowadząc ją w nieprawdopodobnie wielobarwny świat, gdzie wieczność to po prostu czysta, niezmącona radość, której człowiek nie jest w stanie objąć swoim śmiesznie małym rozumem.
„Każdy odchodzi w najlepszym dla siebie momencie, bo Bóg jest dobry…”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Fretka




Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 6761
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 16:51, 02 Gru 2006    Temat postu:

Cytat:
Czarodziej, który bliski jest śmierci, odróżnia taki bardzo krótki moment, kiedy złowrogie zaklęcie nie zostało jeszcze wypowiedziane, a zielony promień nie ugodził w pierś, ale pojawia się w świadomości myśl, że to się zaraz stanie, że to właśnie dziś, teraz jest mi dane umrzeć.

Zaczynasz w osobie trzeciej (czarodziej), a kończysz w pierwszej (mi). Nie ładnie.

Cytat:
Mały chłopczyk szedł już w stronę domu, gdy nagle wrzasnął ze wszystkich sił i puścił się biegiem mimo, iż było pod górkę.

Nie wiem, moze jestem dziwna, ale jak dla mnie, to tu jest za mało dramatyzmu. A ja kocham dramatyzm xd

Cytat:
Stała zaledwie w przedsionku, ale doskonale wiedziała, jak wygląda ten dom. Bordowa kanapa i dwa fotele stały w przeciwległym do wejścia kącie salonu, a miękki dywan rozścielał się w całym pokoju.

Powtórzenie.

Nie wiem, mam mieszane uczucia. Nie lubię Jamesa ani Lily - może to wynik tych wszystkich kiepskich blogów, ale uprzedzenie mam chyba już do końca życia.
Ale ogólnie jest w porządku. Jeśli ktoś lubi tę parę, to może mu się spodobać (nie odpowiadam za ich gusta; wysuwam tylko przypuszczenie).
Ja jakoś nie bardzo poczułam/przeżyłam ten tekst, ale być może to wina mojego stłuczonego kolana i brak książek, na które czekam już dobry miesiąc, a których nigdzie nie mogę dostać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
humbelina




Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 1191
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jasło. Zna ktoś? Wiedziałam...

PostWysłany: Nie 12:08, 03 Gru 2006    Temat postu:

Nie jest źle. Może i by mi się podobało, gdybym tylko nie miała takich uprzedzeń do Potterów.
Ale mam jedno zastrzeżenie. Bo jak dla mnie, to Lily poświęciłaby wszystko dla swojego najukochańszego synka. Nawet gdyby miała skończyć jako duch.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Shenique




Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 326
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z krainy gdzie... Ah a to są tylko moje marzenia...

PostWysłany: Nie 19:51, 03 Gru 2006    Temat postu:

No ładnie ładnie... Ale nie cudownie... Pare błędów by się znalazło... Ale i tak bardzo dobrze napisane :] No i włąśnie.. to uprzedzenie do Potterów x|

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Penicylina




Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 16:07, 07 Cze 2007    Temat postu:

Nie podoba mi się. Ani troszkę. Jak z jakiejś telenowelki wyjęte, czy cuś. Nie przemawia do mej boskiej osoby.
I nie chodzi o to, że Lily nie lubię. Po prostu to takie kiczykowate jest. Nie mój typ.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lilias




Dołączył: 27 Kwi 2007
Posty: 375
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z psychodelicznego wariatkowa.

PostWysłany: Czw 14:27, 05 Lip 2007    Temat postu:

A ja będę oryginalna i powiem, że uwielbiam Lily i Jamesa. A podobało mi się średnio. Wydawało mi się to trochę... sztuczne? To chyba najbardziej pasujące określenie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dżul.




Dołączył: 29 Lip 2007
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: nie wiem

PostWysłany: Nie 17:51, 29 Lip 2007    Temat postu:

Osobiście, gdyby to nie było moje, nawet bym tego nie czytała. Gratuluję silnej woli Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pod kudłatym łbem Gwendy. Strona Główna -> Fanfiction. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin