Forum Pod kudłatym łbem Gwendy. Strona Główna Pod kudłatym łbem Gwendy.
Dla elyty, rodzynków w czekoladzie, śmietanki w kawie, po prostu nas.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Sally

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pod kudłatym łbem Gwendy. Strona Główna -> Fanfiction.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Medea




Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zabrze

PostWysłany: Sob 11:35, 27 Maj 2006    Temat postu: Sally

Tekst powstał na potrzeby pojedynku na forum Mirriel. Przegrał z opowiadaniem Toroj.
Specjalne podziękowania należą się Niebieskiemu Migdałowi, Skye i Nash, które dzielnie podtrzymywały mnie na duchu, gdy zaczynałam się nad sobą użalać.


SALLY

– Pani Grindstone, telefon do pani!
Niechętnie podniosła głowę. Sekretarka stała w drzwiach i niepewnie przestępowała z nogi na nogę. Przez chwilę zrobiło jej się żal dziewczyny, ale bycie szefem miało swoje ciemne strony. Musiała utrzymać autorytet, na przykład.
– Mówiłam, żeby z nikim mnie nie łączyć! Chyba widać, że jestem zajęta, prawda?! – Nie była, ale to wcale nie znaczyło, że miała ochotę z kimkolwiek rozmawiać.
– To pani mama. Mówi, że to pilne.
Westchnęła i gestem ręki odesłała sekretarkę. Matka nie lubiła używać telefonu – ostatnio rozmawiała z nią w święta, żeby zaprosić ją na wigilijną kolację. Wtedy nie przyjęła zaproszenia, a i teraz wcale jej nie interesowało, z jakiej to okazji powinna pokazać się w domu rodzinnym. W odświętnej szacie, rzecz jasna.
Z wyraźnym grymasem niechęci podniosła słuchawkę.
– Tak? – zapytała szorstko.
– Salomeo, przyjedź. – Kobieta po drugiej stronie linii była wyraźnie roztrzęsiona. – Proszę...
– Po co? – przerwała jej obcesowo.
– Córeczko, nie mam teraz czasu na tłumaczenie! Musisz przyjechać.
Córeczko... Nigdy tak do niej nie mówiła, ale to jeszcze przecież nie powód, żeby rozwalać sobie cały dzień!
– Zobaczę, czy uda mi się wyrwać z pracy. – Wiedziała, że nie. Aktualnie co prawda jej głównym zajęciem było planowanie wczasów na farmie piękności, gdzie mogłaby poddać się intensywnej odnowie biologicznej, ale stan takiego nieróbstwa nie mógł trwać przez całe popołudnie. W każdym razie, nie miała wyrzutów sumienia, że kłamie.
– Sally, to naprawdę ważne! Przyjedź! – Głos po drugiej stronie załamał się nagle i nastąpiła seria bardzo kobiecych i bardzo nieeleganckich łkań.
Cholera! Wyglądało na to, że to faktycznie poważna sprawa. Jej matka nigdy nie zwracała się do niej per „Sally”. A przynajmniej nie odkąd osiągnęła pełnoletność.
– Dobrze – powiedziała krótko i odłożyła słuchawkę.
Wstała i spakowała do teczki kilka dokumentów.
– Wychodzę – rzuciła, mijając sekretarkę.
– Kiedy pani wróci?
– Jutro, o ile dobrze pójdzie. Jeśli zadzwoni McKinley, powiedz mu, żeby przygotował mi dokumenty w sprawie Seduxu. Na wczoraj!

***

Wsiadając do samochodu i przekręcając kluczyk w stacyjce, zastanawiała się, co takiego mogło się stać. Nie, nie martwiła się. Od dawna już nie martwiła się o swoją rodzinę. Po prostu, ciekawiło ją, co mogło doprowadzić jej opanowaną matkę do stanu takiego roztrzęsienia; jak czasami ciekawi człowieka wynik meczu drużyn, którym nie kibicuje czy relacja z koncertu zespołu, którego nie słucha.
Tak, była egoistyczna, despotyczna i cyniczna.
Te trzy przymiotniki, te trzydzieści znaków – to ona.
Nie, nie udawała, że jest z siebie dumna. Miała świadomość swoich wad, ale z drugiej strony – to były jej tarcza i miecz, jej oręż. A walczyć musiała jak każdy. Może nawet bardziej niż każdy.
Nikt nie mówił, że życie będzie proste, ale egzystencja charłaków naprawdę była nie do pozazdroszczenia.
A przecież nie żądała od świata niewiadomo czego. Nie chciała być Bogiem, który tworzy coś z niczego. Merlinie, nie chciała być nawet artystką! Wystarczyłoby jej, żeby była czarownicą. Albo mugolką, żyjącą w słodkiej nieświadomości istnienia magii. Ale nie. Właśnie ona musiała urodzić się charłakiem. Ironia losu. Czarna owca. Tragiczna pomyłka.
Nienawidziła bycia tą inną. Nie, nie miała czułków na głowie ani trzeciego oka, była jednak plamą na honorze swojej rodziny, przez wiele pokoleń czysto czarodziejskiej. Czasami zastanawiała się, czy krewni nie zaakceptowaliby jej szybciej, gdyby wypadła z latającego talerza na pole kapusty. Wtedy przynajmniej matka nie winiłaby siebie i „wybrakowanych” genów ojca, które jakoś nie przeszkodziły mu spłodzić dwóch czarodziejów...
Zahamowała gwałtownie.
– Pieprzone korki – syknęła przez zaciśnięte zęby. Kiedy decydowała się na życie wśród niemagicznych, nie myślała, że będzie musiała borykać się z takimi problemami.
Mugole zawsze wszystko utrudniają – sobie i innym. A szczególnie innym. Szaleńczy wyścig szczurów do celu, którego nikt nie zna – oto i proza mugolskiego świata, którego stała się częścią. Nie, nie przeszkadzało jej to. Lubiła tę niekończącą się, bezcelową rywalizację, smak zwycięstwa, a nawet gorycz porażki. Nazywała to życiowym masochizmem. Dodawało jej to sił do większych starań za każdym razem, gdy sukces mijał ją z szyderczym uśmiechem wymalowanym na twarzach jej przeciwników.
A przeciwnikami byli dla niej wszyscy – zarówno prawnicy stron, przeciw którym prowadziła sprawy, jak i kobieta w sklepie, która kupiła ostatnią butelkę jej ulubionego wina. Towarzyszy broni nie miała. Nigdy nie chciała mieć. Oznaczali podział łupów. Wymagali zaufania. A ona nie lubiła się dzielić ani nikomu nie ufała. Nawet sobie. A może przede wszystkim sobie? Tak było najbezpieczniej.
Dojechała.

***

Wysiadła z samochodu przed sporym domem otoczonym wysokim płotem. Furtka była uchylona. Gdy tylko przez nią przeszła, dostrzegła biegnącą w jej kierunku matkę. Dopiero wtedy tak naprawdę się przeraziła. Starsza pani Grindstone zawsze była elegancką, dystyngowaną kobietą – starannie uczesaną i umalowaną, z drobnymi, wypielęgnowanymi dłońmi.
Teraz jej włosy były rozwichrzone, na paznokciach widać było jedynie pozostałości po lakierze, a tusz do rzęs rozmazał się aż na policzki.
– Sally! Ratuj! Oni się pozabijają! – wykrzyczała jej matka, chwytając ją za ramiona.
– Kto? – zapytała osłupiała. Nie mogła uwierzyć w to, co się działo dookoła niej.
– Twoi bracia! Oni… To znaczy on chce… Patrick... – Czarownica rozłożyła bezradnie ręce i zaniosła się łkaniem.
Salomea nie wiedziała, co robić.
– Tylko spokojnie. Spokojnie – powtarzała. – Zaraz wszystko mi opowiesz, wejdźmy tylko do środka.
Doprowadziła matkę do domu. W przedpokoju stał już ojciec. Wydawał się wzburzony.
– Ojcze…
– Salomeo, musisz przemówić mu do rozsądku!
Usadziła kobietę na kanapie.
– Komu? O co tu chodzi? – Była kompletnie zdezorientowana, a wszyscy mówili do niej półsłówkami. Do totalnego niezrozumienia i strachu powoli zaczęła dołączać się irytacja.
– Patrick… Patrick zabił żonę Christophera.
Zamarła. To przecież niemożliwe! Patrick? Jej brat Patrick? Jak to? Jak to?!
– Jak to?! – zapytała na głos.
– On… został śmierciożercą. – Głos ojca załamał się. Ten stary, doświadczony przez życie człowiek nagle skurczył się w sobie. Przyjrzała mu się dokładniej. Na jego twarzy pojawiły się nowe, głębokie zmarszczki, a ręce mu drżały. – Nie mogę w to uwierzyć…
Ona też nie mogła. Patrick nigdy nie wydawał się być… taki. Zawsze razem z Christopherem przeciwstawiali się poglądom Voldemorta; jego choremu podejściu do szlam i charłaków. W pierwszą wojnę nie byli co prawda zaangażowani bezpośrednio, ale dobrze znała ich przekonania. A teraz, gdy przyszedł czas na kolejną…
– Gdzie jest Chris?
– Na piętrze.
Pobiegła w górę po schodach i otworzyła drzwi do pokoju brata. Stał przed lustrem, wyprostowany i nieruchomy. Płakał. Jej straszy brat płakał. Dopiero wtedy do końca zrozumiała, co się wydarzyło w tym miejscu. Kiedyś – jej domu, teraz – zimnej kostnicy.
– Zabiję go – wyszeptał. – Zabiję. Wiesz o tym? – zapytał, spoglądając na swoje dłonie, jakby już splamione były krwią. – Wiesz?
– Chris…
Szukała słów w pustej głowie. Rzadko zdarzała jej się taka zupełna pustka – była w końcu prawnikiem. Szkoda, że na studiach nie nauczyli jej, jak się zachowywać w takich sytuacjach. Tyle chciała się dowiedzieć! Ale jak budować w takiej sytuacji pytania, by nie były jak sól na otwartą ranę?
– Test…
– Słucham? – jego szept wyrwał ją z zamyślenia.
– To był test. Patrick zabił ją, żeby udowodnić Voldemortowi swoje oddanie.
Nigdy nie mówił „Voldemort”. To imię było dla niego, jak dla większości, zakazane.
– Tak, ja też tego nie rozumiem, Sally. – Odwrócił się do niej. – Nie wiem nawet, kiedy wstąpił w ich szeregi.
– Chris, co Ty planujesz? Co chcesz robić? Przecież to twój brat! – krzyknęła z przerażeniem. Zupełnie przestała nad sobą panować. Co kazało jej wypowiadać te puste, moralizatorskie słowa? Doskonale wiedziała, że gdyby ją samą coś takiego spotkało, nie wahałaby się ani chwili.
A może? Może jednak?
Zaśmiał się, gorzko i głośno. Histerycznie.
– To on się wyparł naszego pokrewieństwa. Już nie jest moim bratem. Nie mam skrupułów. Nic już nie mam. Aimie… – urwał.
Czuła, że zaczynają drżeć jej usta.
– Sally, czy pomożesz mi go odnaleźć? – zapytał po chwili.
Nie wiedziała, że słowa mogą mieć moc obucha. Te uderzyły ją z taką siłą, że świat zawirował jej przed oczami. Żądał od niej deklaracji. Chciał, żeby określiła swoje stanowisko.
Nie miał prawa! Nie miał żadnego prawa, na Boga! Obaj byli jej braćmi!
Pamiętała o tym, pamiętała cały cholerny czas, gdy zapewniała Chrisa o swojej gotowości do pomocy. Swoim oddaniu. Patrick to morderca, powtarzała sobie w myślach. Pieprzony morderca. Rodzina przestała się dla niego liczyć.
Nagle uświadomiła sobie, że wkrótce sama mogła stać się jego celem.
Zawsze zdawała sobie sprawę, że w jej kręgosłupie moralnym brakowało kilku kręgów, ale nigdy nie musiała tego ujawniać światu tak ostentacyjnie, jak w chwili, w której poczuła, że naprawdę, w środku siebie, zgadza się pomóc Christopherowi.
Nie, nie miała zamiaru zabić Patricka.
Chyba.
Właściwie nie wiedziała, jaki miała zamiar i ta niewiedza doprowadzała ją do szaleństwa.

***

Patrick mógł być wszędzie. Niemożliwym było ot tak po prostu go znaleźć. Musieli czekać. Czas okazał się jednak najgorszym katem, który ze skrupulatnością psychopaty znęcał się nad jej umysłem.
Po raz pierwszy w życiu czuła się tak bezradna. Zawsze miała ustabilizowany światopogląd, a teraz nie wiedziała, w którą stronę się zwrócić. Nie umiała znaleźć swojego miejsca w całej tej historii. Historii, której fabuła przypominała niskiej klasy dramat w jednym z podmiejskich teatrów. Historii, która popędzała jej myśli do szaleńczego galopu, nie pozwalając im się zatrzymać nawet na krótką chwilę... Więc umykały jak ziarenka piasku z rozbitej klepsydry, jak krople wody przez niedokładnie złączone dłonie. Żadnej nie mogła pochwycić.
Cały jej mugolski świat zawalił się w jednej chwili. Patrick go zawalił, dokładniej rzecz ujmując. Kiedyś była przekonana, że nic nie jest w stanie zachwiać równowagi, jaką sobie wypracowała. Każdy dzień mieścił się w ramach, które wcześniej ustalała i te ramy pozwalały jej radzić sobie na tym pokręconym świecie. Teraz niczego nie mogła ustalić, mogła jedynie mieć nadzieję, że to wszystko okaże się wielką pomyłką, że wszystko znów wróci do normy.
Szkoda, że nigdy nie umiała okłamywać samej siebie.
Żałowała, że była tym, kim była. Gdyby urodziła się mugolką, ta sprawa by jej nie dotyczyła; gdyby czarownicą – mogłaby coś zrobić. Decyzja należałaby do niej.
A tak – mogła tylko czekać. Czekać na ruch któregoś z braci.

***

Doczekała się.

***

Siedziała w swoim mieszkaniu, bezmyślnie głaszcząc kota i oglądając jakiś bezsensowny program w telewizji. Miała już dość myślenia, chciała się wyłączyć, skupić na czymś innym. Szkoda, że okazało się to takie trudne.
Ktoś zapukał do drzwi.
Niewiele wiedziała o przepowiadaniu przyszłości, jej rodzina niespecjalnie ceniła tę dziedzinę magii, nie rozumiała więc, jak to się stało, że w chwili, gdy usłyszała pukanie, wiedziała, że to on. Patrick.
Dalej, kobieto – myślała gorączkowo, próbując zmusić ścierpnięte nogi do ruchu – chciałaś działać. Teraz masz okazję. Udowodnij sobie, że potrafisz.
Że nie jesteś od nich gorsza!
Udowodnij!
Doczłapała w końcu do drzwi i, nie zdejmując łańcucha, uchyliła je na kilka centymetrów.
Wyglądał strasznie. Oczy miał podkrążone, włosy posklejane potem, twarz umorusaną sadzą. Nie poznałaby go, gdyby nie charakterystyczna, czarna kurtka, którą miał na sobie. Prezent od niej, na któreś urodziny, dawno temu. Nie myślała, że ciągle jeszcze w niej chodzi. Mugol na pewno zdążyłby zniszczyć ją dziesięć razy, ale czarodziej... Magia mogła utrzymać w jednym kawałku nie tylko kilka skrawków skóry.
– Patrick, co ty tu robisz?! – zapytała gorączkowo.
– Pomóż mi! – krzyknął, wpychając stopę między drzwi a framugę.
– Nigdy! – Zaparła się całym ciałem. Nie chciała go wpuścić. Bała się go wpuścić. Nie mogła go wpuścić.
– Błagam cię. Gonią mnie. Oni...
– Ciesz się, że nie wzywam aurorów. Spieprzaj stąd. Natychmiast. – Mimo ostrych słów, głos jej drżał i załamywał się co kilka sylab. Na policzkach czuła łzy.
Wyjął różdżkę i przytknął ją do łańcucha. Cofnęła się odruchowo.
– Sally, zrozum...
Usłyszeli jakiś hałas na korytarzu. Patrick wypowiedział zaklęcie i wdarł się do środka, zaraz jednak się odwrócił i ostrożnie zamknął drzwi, dokładając jakąś barierę ochronną dla pewności. Uporawszy się z tym, zrobił krok w jej kierunku, ale wtedy uniosła przedmiot, który trzymała w dłoni, i musiał się zatrzymać. Mocniej ujęła pistolet, kupiony nie wiadomo kiedy, nie wiadomo po co...
– Sally, co ty? – nie skończył.
Ktoś próbował wyważyć drzwi.
Jak przez mgłę słyszała harmider na zewnątrz, a zaraz potem jakaś kolorowa smuga o kilka cali minęła jej twarz, wypalając dziurę w obrazie na ścianie za nią. Mimowolnie się wzdrygnęła, palec sam zacisnął się na spuście... Huk był ogłuszający. Zamknęła oczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pod kudłatym łbem Gwendy. Strona Główna -> Fanfiction. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin