Forum Pod kudłatym łbem Gwendy. Strona Główna Pod kudłatym łbem Gwendy.
Dla elyty, rodzynków w czekoladzie, śmietanki w kawie, po prostu nas.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Szeherezada

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pod kudłatym łbem Gwendy. Strona Główna -> Fanfiction.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Medea




Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zabrze

PostWysłany: Sob 11:36, 27 Maj 2006    Temat postu: Szeherezada

Tekst powstał na potrzeby klubu pojedynków im. Kałamarnicy i Wierzby Bijącej (uwaga, lekki erotyk!).
Szczególne podziękowania należą się:
:: Nash - za to, że cały czas jest ze mną;
:: Skye i Narlome - za wsparcie;
:: Semele - za wspaniały pojedynek.


SZEHEREZADA

Bill uwielbiał Egipt.
Uwielbiał tajemnicę, którą kryło tu w sobie każde ziarenko piasku, każdy promień słońca i każdy powiew wiatru.
Uwielbiał starożytną magię, którą nasiąkły wszystkie budynki, drzewa i ulice.
Uwielbiał adrenalinę, jaką wzbudzały wyprawy w głąb piramid. Klątwy, które trzeba było łamać. Pułapki, które na niego czyhały.
I każdy dotyk jej chłodnych dłoni.

„Była to owa dziewczyna z Beauxbatons, która zaśmiała się kpiąco podczas mowy Dumbledore’a. Nie miała już szalika na głowie. Długie, srebrnoblond włosy spływały jej prawie do pasa. Miała duże, ciemnoniebieskie oczy i bardzo białe, równe zęby.”

Była niewysoką brunetką o ciemnej, gładkiej cerze. Nie była ładna – miała pucołowate policzki, nieproporcjonalny nos i krzywy zgryz. Wszystko, co mogło się w niej podobać, koncentrowało się w oczach – dużych, szarych, o hipnotyzującym spojrzeniu. To właśnie one zwróciły uwagę Billa... Wiedział, że chce poznać ich właścicielkę, żeby przekonać się, czy zasługuje na taki skarb.
I przekonał się.
Była mugolką. Pochodziła ze Szkocji, ale pracowała w Egipcie jako przewodniczka. Wydawała się zafascynowana swoją pracą – potrafiła przez wiele godzin z wielkim zapałem opowiadać o wszystkich, nawet najdrobniejszych szczegółach malowideł naściennych czy posągów. Bill zawsze z zainteresowaniem słuchał jej opowieści – nawet, jeśli już wcześniej je słyszał. W jej ustach brzmiały zupełnie inaczej, jakby wszystko, o czym mówiła, widziała przed oczami i prowadziła go jak ślepca za rękę przez ciemne korytarze staroegipskich świątyń i pałaców.
Nigdy się nie powtarzała i za każdym razem miała coś innego do opowiedzenia. Nazywał ją swoją Szeherezadą.

„– Ja mam nadzieję, my znowu sie spotkami – powiedziała Fleur, podchodząc do niego z wyciagniętą ręką. – Ja by chciala tu mieci pracę, poprawici swoi angielski.”

Uwielbiał jej charakterystyczny, szkocki akcent, który idealnie komponował się z ciepłym altem. Wciąż zresztą potrafił przywołać jej głos w pamięci, choć minęło wiele lat, od kiedy słyszał go po raz ostatni. Ale nie da się zapomnieć głosu, który godzinami bawi opowieściami, który towarzyszy przez miesiąc – tylko jeden albo aż jeden.
Nie da się zapomnieć głosu, który szeptami i westchnieniami przypomina o rozkoszy dla uszu, prawie równej tej cielesnej.

„– Okropni ciężki te potrawi z ’Ogwart – usłyszeli, jak mówi, wychodząc z Wielkiej Sali pewnego wieczoru (Ron schował się za Harrym, nie chcąc, by go zauważyła). – Suknia nie będzi mi pasować!”

Na widok jej ubrań niejednej elegantce zrobiłoby się słabo. Ani ją, ani też jego nie interesowało, co miała na sobie. Choć może jego bardziej. Bill najchętniej zabroniłby jej nosić cokolwiek. Nagość zdzierała z niej wszystkie maski, była wtedy tym, kim była, a nie tym, na kogo wskazywały ubrania.
Nie, nie miała wcale ciała modelki i właśnie to się Billowi podobało. Mógł objąć ją, nie obawiając się, że zmiażdży jej kości. Mógł zasnąć z głową na jej miękkim brzuchu, a nie leżeć nieruchomo w niewygodnej dolinie między żebrami. Mógł pieścić jej pełne biodra i okrągłe piersi, a nie dotykać deskę obciągniętą skórą, przypominającą bardziej okładkę książki niż kobietę.

„– Pamiętasz starą Fleur Delacour? – spytał George. – Dostała pracę u Gringotta "zieby poprawici śfuj angilśki".
– I Bill udziela jej mnóstwo prywatnych lekcji – zachichotał Fred.”


Na początku musiał się starać. Ona nigdy nie dawała mu żadnych znaków, jakoby była nim zainteresowana. To nie zdarzało mu się często – zwykle właśnie dziewczyny się starały, robiły pierwszy krok. Bill nie zastanawiał się, czy jej niedostępność była przemyślaną sztuczką czy też nie, jednak działała – obudził się w nim instynkt łowcy. Wiedział, że musi ją poznać, zdobyć. Dopiero potem zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie był zwierzyną, której tylko wydawało się, że jest myśliwym…
Kiedyś zapytał ją, dlaczego wreszcie się nim zainteresowała. Roześmiała się i odpowiedziała, że spodobały jej się jego rude, długie włosy. Cenił sobie tę rozbrajającą szczerość.

„Harry zauważył, że Fleur Delacour zerka na Billa z ciekawością ponad ramieniem matki. Mógłby się założyć, że nie ma nic przeciwko jego długim włosom i kolczykom z kłów.”

Często kładł jej głowę na kolanach, a ona gładziła go po włosach i opowiadała jedną ze swoich niezliczonych historii. W takich chwilach nic się dla niego nie liczyło, prócz zimnych palców wplecionych w jego kosmyki i jej ciepłego głosu, który niósł ze sobą większą magię niż ta, którą posiadał jako czarodziej.
Któregoś dnia przyniosła mu w prezencie naszyjnik z kłów. Powiedziała, że to na szczęście. Nie wierzył w moc tanich pamiątek, ale podarunek przyjął z wdzięcznością, którą na swój sposób postarał się jej okazać chwilę potem w nagrzanym słońcem namiocie.
Oni.
Ona i on.
Dawali sobie tyle przyjemności, ile tylko byli w stanie.
Każde wyciągało dla siebie tyle przyjemności, ile mogło.
Namiętność, fascynacja.
Przywiązanie, szacunek.
Seks.
Związek.

***

Nie zalewała się łzami, nie wygłaszała patetycznych przemówień o wiecznej przyjaźni, jak to robiły inne. Po prostu odeszła. Był rozczarowany, choć nie bardzo wiedział, dlaczego. Przecież od początku zdawał sobie sprawę, że to zwykły, przelotny romans – bez zobowiązań.
Nie zostawiła po sobie wiele – zaledwie kilka wspomnień i naszyjnik z kłów. Ale było coś jeszcze, coś cennego – lekcja, która przekonała, Billa, że kobiety, którymi się interesował nie są tymi, z którymi mógłby się związać.
Kochanka została zastąpiona partnerką.
Szeherezada ustąpiła miejsca Fleur.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cassis
Gość






PostWysłany: Pią 10:33, 09 Cze 2006    Temat postu:

Bill? O, ciekawe, jeszcze o nim nic nie czytałam. I kochana Flegma.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
tibby
Junior Admin



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 3950
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:47, 10 Cze 2006    Temat postu:

Ach ta Flegma...

O bIllu w ogóle mało jest opowiadań... A szkoda. To jednak takie... namiętne(?) było. Podoba mi się.
Żal mi tylko było tego kochanego rudzielca na końcu. O.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kim




Dołączył: 07 Maj 2006
Posty: 1572
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Twojego najstraszniejszego koszmaru.

PostWysłany: Sob 13:33, 10 Cze 2006    Temat postu:

Myślałaś może o napisaniu ciągu dalszego?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Vanille




Dołączył: 09 Cze 2006
Posty: 761
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: z Tokyo

PostWysłany: Sob 17:47, 10 Cze 2006    Temat postu:

Może i Bill nie jest jakąś szczególną, interesującą postacią. Ale twój fragment dowodzi, że można zinteresować się każdym bohaterem Hp. Nie tylko tym głównym. Także tym, o którym wiemy tak nie wiele, a kawałki książki w których został wspomniany można by wyciąć i przykleić na złożonej na pół, małej kartce. Tak sobie myślę... może zajmę się właśnie taką osobą... mało istotną... i stforzę własnego ficka...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Libby




Dołączył: 20 Cze 2006
Posty: 1825
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin. Tak zwany.

PostWysłany: Wto 0:02, 27 Cze 2006    Temat postu:

Oryginalny pomysł, podoba mi się. Szeherezada... skąd ja znam to imię? Flegma... Faktycznie, o Billu jest mało, więc w sumie większe pole do popisu. Nie znamy jego dzieciństwa, przyjaźni, znajomych (żeby tylko ) z Egiptu...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Libby dnia Nie 16:58, 22 Paź 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jadzia




Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 2228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z reprodukcji.

PostWysłany: Wto 9:16, 27 Cze 2006    Temat postu:

Jeżu! Ja nic tu nie napisałam? To było takie... ładne. Po prostu. I podobało mi się.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Veruko




Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z białego hoteliku

PostWysłany: Czw 10:28, 29 Cze 2006    Temat postu: Re: Szeherezada

Medea napisał:

Bill uwielbiał Egipt.
Uwielbiał tajemnicę, którą kryło tu w sobie każde ziarenko piasku, każdy promień słońca i każdy powiew wiatru.

To w takim razie panna Veruko jest jak Bill (choć to imię u niej wywołuje torsje, a wszystkiemu są winne lebiody z TH).

Medea napisał:

Wiedział, że chce poznać ich właścicielkę, żeby przekonać się, czy zasługuje na taki skarb.

Zdanie jest dziwne, panna Veruku musiała się zastanowić czy Bill ma zasługiwać, czy ta dziewczyna. Słówko „on” lub „ona” dużo by dało.

Medea napisał:

Nazywał ją swoją Szeherezadą.

To zdanie wywołało grymas przypominający uśmiech na twarzy panny Veruko

Medea napisał:
Mógł objąć ją, nie obawiając się, że zmiażdży jej kości.

Panna Veruko przypomina! Kości są BARDZO twarde, zdanie jest więc absurdalne, lepiej brzmiało by coś a’ la że nabije sobie guza.

[quote="Medea"]
...obudził się w nim instynkt łowcy. Wiedział, że musi ją poznać, zdobyć. Dopiero potem zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie był zwierzyną, której tylko wydawało się, że jest myśliwym.
Nie oszukujmy się mężczyźni są naiwni

Medea napisał:

Oni.
Ona i on.
Dawali sobie tyle przyjemności, ile tylko byli w stanie.
Każde wyciągało dla siebie tyle przyjemności, ile mogło.
Namiętność, fascynacja.
Przywiązanie, szacunek.
Seks.
Związek.

To jest tandetne, w odczuciu panny Veruko

Medea napisał:
Szeherezada ustąpiła miejsca Fleur.

To zdanie jest bardzo dobre. Chyba najlepsze z całego opowiadania.


A teraz troche ogólnie
Pomysł, według panny Veruko jest bardzo dobry (i dzięki Bogu ta dziewczyna nie była czarodziejką, ani oszałamiająco piękną). Tylko wiesz, co Veruko zauważyła? Ta cała Szeherezada nie miała żadnych wad, oczywiście nie licząc tego malutkiego wymieniania na początku „miała pucołowate policzki, nieproporcjonalny nos i krzywy zgryz”. A poza tym w opisach nie powinno używać się sformułowań „była ładna”, „nie była ładna”, ponieważ każdy ma inny gust. Panna Veruko na wpół gnijące zombie uznałaby za czarującą przytulankę, a większość ludzi uciekłaby gdzie pieprz rośnie. Tekst ogólnie nie ma wielu wad, choć masę niedociągnięć. Według panny Veruko, jest dobry, ale w żadnym wypadku nie jest oszałamiający.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pod kudłatym łbem Gwendy. Strona Główna -> Fanfiction. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin